poniedziałek, 27 lipca 2009

wróciliśmy z wizyty

u przemiłej rodzinki G., a tu na stole pasikonik.
Tkwi w jednym miejscu i liże.
Dżemik morelowy.
Tak to jest jak dzieci-świnki opuszczają w pośpiechu dom po śniadaniu.

Oto nieliczne kwestie Mateusza, które zdążyłam spisać po tym, jak ustaliliśmy, że Marta uratuje zwierzę, jak już trochę się naliże:
Czy on tu zostanie?
Na zawsze?
A my go oswoimy?

Nazwiemy go Stefan…
Ale się klei! O ja cię, ale się klei!
A nie można go dzisiaj wypuścić tylko że go jutro wypuścić?

Jutro go wypuścimy, bo mi się on podoba.

Kiedy uznaliśmy, że nalizał się dość, Marta oświadczyła:
'Ja go wyniosę!', po czym dodała: 'Ciekawe, jak on się czuje…'

Taki pasikonik, to fajna rzecz.
Dobra na mózg.

A to Mateusz.
Bada.
















I sprawdza, czy lizanie jest fajne.




Podobno fajne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz