piątek, 24 lipca 2009

komputerek

Godzina 22:07.

Marta-Mateusz + ja, po przeciwnej stronie stołu.
Tatuś, w pozycji pogromcy duchów, poluje na komary z rurą od odkurzacza.

Ja: Ile to jest 3+3?
Marta bierze się za palce, przebiera, mruczy…
Mateusz błysnął okiem i krzyczy: Sześć!
Przewidywałam taki obrót sprawy, ale nie spodziewałam się, że Marta od razu polegnie.
Ja: A ile jeeest… 2x3?
Mateusz tylko błysnął: Sześć!!
Marta nawet nie zdążyła wyciągnąć palców.
Ja: A ile jeeest… 3x2?
Tu Mateusz spiął się w sobie, ale wciąż z zadowoloną miną pasjonata krzyżówek kombinował.
Marta w tym czasie wielokrotnie przeliczyła palce, chowając się pod blatem, wysmarowała włosy w talerzu po lodzikach i doliczyła się aż dwunastu.
Ja: Policz jeszcze raz.
Na te słowa Mateusz już wiedział: szeeeśśśććć!!!
Bardzo z siebie zadowolony.
Marta natomiast zerwała się od stołu, krzycząc że to niesprawiedliwe i co za głupia gra, w której zadaję cały czas te same pytania.

W jakiś sposób informacja, że pytania są różne, tylko odpowiedzi takie same, uspokoiła ją.

Wróciła do stołu, gotowa na dokończenie serka zamrożonego na plastikowym dinozaurze. Mateusz w tym czasie zdążył zrobić sobie białą brodę a la Richelieu. Na pocieszenie siostry, rzecz jasna.

Dla wyrównania szans, postanowiłam wyznaczać konkursowiczów.
Ja: Ile to jest 6+2? Marta?
Liczy, liczy, liczy…
Mr: Osiem!
Ja: Bardzo dobrze! Mateusz, ile to jest 8+2?
Mt: Dziesięć!
Ja: Super! Marta, ile to jest 10+2?
Mr: Dwanaście!
Trochę nudno się zrobiło, postanowiłam więc utrudnić trochę zdobycie głównej nagrody (której nie było) i zapytałam:
'A ile to jest 9+4?'
Uuu, no i się zaczęło. Marta liczyła na czym popadnie, wsadzając coraz większą ilość czupryny w coraz szybciej topiącą się plamę po lodziku. Ku wielkiemu zaskoczeniu wydało się wtedy, że Mateusz liczy przede wszystkim na palcach u nóg!
Nic mu to jednak nie pomogło, bo padały coraz to komiczniejsze liczby.
Marta okazała się nawet na tyle przebiegła, że cytowała: '80, 70, 60' nigdy jednak jakoś nie trafiając…

Z puzzlami to raczej nie wygra, ale liczenie podoba mi się teraz o wiele bardziej, niż takie tam 'Grzybobranie'…


Podobno jestem straszliwą matką, która kategoryzuje dzieci od urodzenia, ale jak niby miałam wytłumaczyć, że pierwszym słowem Mateusza było 'brum'?? I to rozkręcanie wszystkiego, piłowanie i wiercenie? Że niby pisarzem będzie? Takim onomatopeicznym?
A to że w wieku 13 miesięcy Marta składała już zdania, dwa lata temu zamawiała napoje po angielsku na wakacjach, że sama nauczyła się czytać i pisać? Że co? Polibuda niby?

Normalnie powiedziałabym, że od urodzenia przejawiają zadziwiająco mocno zdefiniowaną płeć mózgu. Ale może nazwijmy to 'sercem matki'? Nudziarz Makuszyński byłby ukontentowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz