niedziela, 26 lipca 2009

a tak w ogóle

Mateusz miał dziś dzień grzeczności. Od samego rana CHCIAŁ być grzeczny. I udawało mu się bez większych odchyleń. Cudoowny dzień.

Obudził się, tak dla odmiany, jako pierwszy członek rodziny, pokrzyczał trochę 'Maaarta, Maaaaaartaaaa', ale z braku odpowiedzi (który oznaczał jedynie, że Marta obudziła się i zaczęła rysować) cichutko siadł do biurka i… zaczął rysować.
Jeszcze chwilę zanim zadzwonił mi budzik, usłyszałam znajome 'tup, tup, tup', skradanie do łóżka, jakiś szelest i (już wcale nie takie ciche) 'tup tup' z powrotem oraz zamknięcie drzwi.
Ani chybi – prezencik!
I tak właśnie: Tatuś dostał prezencik.
Zostałam potem poinstruowana, że na rysunku jest wybuch. Jeden. I drugi. I Tatuś. Jedynka i dwójka. I pająk. Nie. Ćma. Gdzie? No, koło Tatusia!
(dla niezorientowanych - te rzeczy w centrum są 'wyiksowane', znaczy: ich nie ma)





















Zanim jednak mogłam zgłębić ten encyklopedyczny opis, usłyszałam 'tup, tup' i po schodach zbiegł do mnie Mateusz trzymając drugi rysunek, który mnie powalił.
Swą stylistyczną i tematyczną świeżością.
Co za odmiana!
To Mamusia!!

Po erze aut-butów, wybuchających bomb, zawiłych map i psów-super bohaterów do świata synkowych postaci dotarła wreszcie i rodzicielka!

Wielka chwila nie trwała długo.
'O! Zapomniałem rąk!' – wyrwał mi kartkę i popędził do centrum projektowego.
Powrócił z rękami i resztą Mamusi. Baaardzo zadowolony.






















Dostaliśmy te prezenciki, żeby je nosić przy sobie. W ten sposób nigdy nie zapomnimy o swoich dzieciach.
'Mateusz, czy naprawdę uważasz, że mogłabym o Was zapomnieć??'
'Tak', powiedziały oczy sarny.



A Marta? Jak to Marta. Skwitowała: 'Ale masz gruby brzu-uch!'

Siłą woli przypomniałam sobie wyszczuplające lustro na obozie…
Skup się, skup się, skup się…

1 komentarz: