piątek, 25 września 2009

Marta, odkręć Pepsi

...jesteś seksi!

Prawie zjechałam z mostu...


Potem było jeszcze geksi, meksi oraz pleksi, ale pierwsze wrażenie wżarło się bezpowrotnie w mój mózg. Cały.

Jednak, kompleksowa edukacja to postawa.
Sie wie.

wtorek, 22 września 2009

Marta, przebierasz się?

Mr: Taaaak, a coooo?
Ja: No, czekam na Ciebie w łazience!
Mr: Taaak? A po co?
Ja: Jak to po co?? Czekam, żeby ci obciąć paznokcie!!
Mr: A jeśli mam inne plany?
Ja: (zakrztusiłam się) Hę? A na przykład jakie plany chciałabyś mieć oprócz umycia zębów i położenia się do łóżka??
Mr: Idę na dyskotekę.
Słowa na 'd' nigdy nie słyszałam z ust żadnego z moich dzieci.
Powyższa wypowiedź oderwała nawet Tatusia od wyrzynania barbarzyńców i satanistów w pień i zarabiania dukatów, czy czegoś tam.

Mr: Tak. Na Dys-ko-te-kę. Skoczę sobie tak koło północy. Jak będziecie spali.

Tępy wzrok Mamusi w ścianę.
Łoj, dziecko... Masz szlaban na przedszkole. Aż do wyjścia za mąż. A potem, to niech się już Ten Biedak martwi. Będziemy się o niego modlić.

Już się modlimy…

taki rysunek Mateusza


że tam mrówka i piesek.
Czemu piesek jest mniejszy od mrówki?
Bo właśnie się urodził.

poniedziałek, 14 września 2009

plastelinowy świat

sobie Marta stworzyła.

Ja się uczę – Marta tworzy.
Niezły układ w sumie.

Dzieło zawiera: jezioro, drzewo z jabłkami, krzewy, dwie kaczuszki, ich jajeczka w gniazdku, królika w ciapki, kilka rybek (trochę ich nie widać), słoneczko (sic!), żabka, krzaczek z jagodami (ten z tyłu, miski z wodą i jedzeniem (dla króliczka z marchewką i wodą, dla kaczuszek z chlebkiem), piasek i trawa, kwiatuszek różowy, woda i nic więcej.















Niektóre z tych elementów stworzyła Pani, a niektóre Ola, ale tylko niektóre.

Generalnie: copyright by Marta.

Chciałam dorobić jeszcze zdjęcie z lotu ptaka dla lepszego oglądu całości, ale niestety dzieło poszło w ruch i zostało już… delikatnie mówiąc – przemodelowane.

Czy potrzeba więcej dowodów na potwierdzenie, że sztuka nie jest ponadczasowa?

piątek, 11 września 2009

rozmowy nad miską makaronu

o dinozaurach, rzecz jasna.

Rozmowy długie, wiele pytań do Mamusi, na które ona odpowiedzi znać nie może.
Pytania o rozmiar dinozaurzych pisklaków względem naszego stołu.
Pytania o rozmiar zaraz po wykluciu.
I konkluzja.
Mateusza.

'Największe jaja to miały samice. Chłopaki to w ogóle nie miały jajek'.

Pewnie dlatego wyginęły...

wtorek, 8 września 2009

czarną serią doktorską idąc

Mateusz zaliczył dziś dentystę.

W niedzielę wieczorem (dla szczęśliwej odmiany nie w piątek wieczorem) poinformował, że boli go ząb.
Zajrzałam do dzioba, a tam dziura, jak stodoła.
U dentysty okazało się, że dziur jest aż cztery (kiedy on je zdążył naprodukować???).
Nogi mi się ugięły.
Przecież nie mogę oczekiwać od człowieka takiej samej dzielności, jak przy nakłuciu igiełką grubości włosa. Wiercenie wiertłem grubości pół włosa wymaga dzielności co najmniej odwrotnie proporcjonalnej…

Godzina w poczekalni.

Godzina na fotelu.

Bilans:
człowiek z dwiema plombami (umówiony na kolejne dwie) - zieloną i pomarańczową, bez znieczulenia. Na własne życzenie!
Wrażenia odwrotne od moich zapewnień – wiercenie - ok., zaklejanie zęba – we łzach rzewnych.
Bilans Mamusi Pacjenta:
jak słyszy paniusie, które mówią dziecku, że nie ma o co płakać, bo przecież nic się nie dzieje, to chce przegryzać aorty.
Zaliczyliśmy ogromny postęp w stomatologii, ale pod tym względem BETON od 30 lat.
Poza tym, szok i zdziwienie zachowaniem Pacjenta.
I pusty portfel.

Całkowicie.

środa, 2 września 2009

pół dnia

ukrywałam tę informację.
Ale przyszedł taki moment, że dzieci zapytały w jakim celu udajemy się do lekarza. Ponieważ kiedyś mi powiedzieli, że idę się przebadać, a potem wynieśli na tydzień tylnymi drzwiami na oddział dziecięcy, to postanowiłam nigdy w Tych kwestiach nie plątać.
Przełknęłam ślinę i powiedziałam drżącym głosem: Na szczepienie. Tatuś się będzie szczepił… i wy też…
Po ostatniej akcji z kwiczeniem i wyrywaniem się Mateusza w trakcie testów skórnych i jego krzyków i pisków, że swędzi i boli, spodziewałam się rzucenia na podłogę i absolutnej niezgody na rychłą przyszłość.
Jakże się zdziwiłam.
O, jakże się zdziwiłam!!
Mateusz oderwał się od dawanego właśnie koncertu flamenco i krzyknął: 'Super, idziemy do Pani Szczepionki!!'
Oderwałam się na chwilę od malowania balkonu, nie wierząc własnym uszom i obawiając się osłabnięcia na wciąż mokro-brązową barierkę…
Marta (Jak Dotąd Bardzo Dzielna Pacjentka) zapytała tylko: A co dostaniemy w nagrodę, że będziemy dzielni?
Zapytałam, co by chcieli.
Zasugerowali takie małe zabaweczki.
Zapytałam, co oni na cudne lody truskawkowe i czekoladowe, które właśnie zrobiłam.
Oni zasugerowali takie małe zabaweczki.
Zapytałam, co oni na podwójną porcję.
W obliczu braku możliwości negocjacyjnych - przystali na to.

W poczekalni u Pani Doktor wciąż jeszcze wypatrywałam nagłego załamania frontu. Ale nie! Bawili się przednio, a nawet przednio za bardzo. Klocki, hocki, super fajowo. Potem Mateusz z miną zdobywcy bieguna oświadczył, że pójdzie sam, a my mamy czekać za drzwiami. Wciąż traktowaliśmy to jako czcze przechwałki. Z resztą, zanim wpuści się pięciolatka samego do gabinetu, to trzeba chwilę porozmawiać o jego zdrowiu. Zgodził się więc, żebyśmy weszli wszyscy razem, ale zapowiedział Marcie, ze ponieważ to był jego pomysł, to ona już nie może zgapiać.
Marta nie wyglądała na kogoś, kto chciałby zgapać akurat TEN pomysł.
Weszliśmy.
Mateusz usiadł od razu na fotelu szczepionkowym.
Wystawił chude ramionko.
I czekał.
Mina wciąż bez zmian.
Pani doktor porozmawiała. Uznała, że szczepić można.
Zapytałam Mateusza, czy mamy wyjść.
Mateusz powiedział, że tak.
Tatuś powiedział, że nie wyjdzie.
I w ten sposób, w sekund pięć, po raz pierwszy, młodszy brat dał przykład starszej siostrze.
Dziarsko zeskoczył z fotela i zebrał oklaski.
Z miną, jakby zdobył oba bieguny.
Na raz.

Bo starsza siostra zawsze była BARDZO dzielna i tylko łezka popłynęła czasem, ale żadnych kwików i uciekania wokół narzędzi tortur. A ostatnio ma więcej przemyśleń na tematy lekarskie i miewa nieme obiekcje...
Miała co prawda dziś wrażenie, jakby 'mogła upaść zemdlona', ale jak zwykle stanęła na wysokości zadania.

A Tatuś z Mamusią wymieniali tylko głupkowate spojrzenia.
Nie mogąc uwierzyć.
Oczom i uszom.