piątek, 30 listopada 2012

obiecana kupa

 
będzie.
Ale zacznijmy od początku.

Bo ten dzień zaczął się dziwnie. Od dziwnego jajka.



























 
 
Potem były malinki. Wszędzie były.
 







Potem, gdy Mamusia uwolniła Dzidziusia z zabrudzonego ubranka i zmywała sobie malinki z podłogi w kuchni, odnalazła się pielucha w worku do wyrzucenia. W zamkniętym worku się znalazła.


Ale że co? Że nie bardzo coś? Mamo?


A potem, gdy Mamusia zmywała sobie podłogę w korytarzu, Dzidziuś trafił w zakazane miejsce. Znów w kuchni trafił.


Oooooooo....


























Mam to! Lubię to! Zjem to!  Ooooooo!!


























Mamo, zostaw. Pyszne jest...




















 
 
Zabieeeeraaaaasz miiiiiiiiiii!!!!!!!!!!!!
 

Pycha, Mamo, mówię ci!

 
Naprawdę mi nie pozwalasz?
 
 
 
 
Tego, tego?
 
 

I tu też nie mogę siedzieć? W kuble? O, popatrz, jak siedzę w kuble!
 



No, dobra. To idę. Tam.



Aaaalbo tam....