poniedziałek, 28 grudnia 2009

Święta były

były i przywileje.
U pradziadków były.
Ciocia korzystać z aparatu pozwoliła.
A z Marty wylazł paparazzo.
Najrasowszy.



Na starość będzie się nam dokładać do głodowych emerytur.
Na naszą starość.
A póki co, mam kolejną fotkę na zaliczenie.

Posiadanie dzieci ma swoje niezaprzeczalne zalety.
A jakby tak mieć dwudziestkę?

czwartek, 24 grudnia 2009

piątek, 18 grudnia 2009

badanie


Dziś rano oczy dzieciom badała ciocia Magda, która jest altem.
To dziwne doświadczenie widzieć ją w białym wdzianku i słyszeć zewsząd ludzi mówiących do niej per "pani doktor'.

Dowiedzieliśmy się, że Mateusz na pewno będzie nosił okulary.
Bardzo się ucieszył.
Marta mocno się zmartwiła.
Potem okazało się, że ona również kwalifikuje się na okularnicę.
Ulga, radość i szczęście.

Pani Doktor odkryła, że Marta ma bardzo podstępne oczy, zwłaszcza jedno.
Co odkryje u Mateusza, to się jeszcze okaże.
Na razie mamy kropić mu oczy, a Mamusia od razu zgubiła receptę na kropelki.

To bardzo owocny dzień.
Był.
Zaczął się też obiecująco.
Od wymiany akumulatora.
Przy -15...

Ale przynajmniej porobiłam zdjęcia telefonem o dużej rozdzielczości.
Intrygujące doświadczenie.



Mateusz - cyborg.



Marta z rozszerzonymi źrenicami.
Bez okularów słonecznych.
Zdjęcie z fleszem.

To bardzo miłe z mojej strony.


wtorek, 15 grudnia 2009

a tak było rok temu


Jakoś zawsze tak jest, że druga zwrotka idzie lepiej. No chyba, że nie...

Ale widać rozwój osobowosci scenicznej.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

gwiazda

na festiwalu, miesiąc temu prawie.
Gwiazda nie miała odsłuchu, stąd drobne nieścisłości w linii melodycznej, ale ogólnie, ta gwiazda, to Super-Rozgwiazda!
I tego będziemy się trzymać.
A Rozgwieździe - gratulujemy.

poniedziałek, 30 listopada 2009

od dłuższego już czasu

miałam takie pełzające w tylnej części podświadomości podejrzenie, że Tatuś jest kretem.
Jaki zdrowy człowiek wstaje w sobotę rano, żeby wykopać dziurę? Tylko po to, żeby wsadzić tam dzieci, a potem zaraz zakopać? Dziurę, rzecz jasna.

A Tatuś wstał. I kopał. Dla niepoznaki mówił, że nie lubi i w ogóle, ale wyglądał na dość zadowolonego z siebie (choć chyba nie bardziej, niż Synek).



(gąsieniczka)




A potem wręczył dzieciom kieł.
"Knura lub jakiegoś dzika. "



O ja cię!


Marta sprawdzała w lustrze - mówi, że jest tak samo bielutki, jak jej nowe zęby.

sobota, 28 listopada 2009

danger

W ogonku na zamkniętym przejeździe:
Mr: Nie stójmy za tą cysterną, bo wybuchnie! (zupełnie jakbyśmy mogli teraz stanąć na jednym kole i wymanewrować w bezpieczne miejsce)
Mt: Nie wybuchnie, bo jest z grubego metalu.
Mr: Nie takiego grubego...
Mt: Grubego, przecież widzę.
Ja: Nawet jakby wybuchło, to byśmy tak szybko umarli, że nawet byśmy nie zauważyli. Nie ma się co przejmować.
Mr: Jak to?
Ja: Umarlibyśmy od uderzenia powietrza. Od razu. Bo często umiera się z zupełnie innych przyczyn, niż by się wydawało. Np. ludzie w pożarze nie umierają od spalenia, tylko od wysokiej temperatury. Duszą się albo serce przestaje pracować i... umierają na serce. A dopiero potem się spalają.
Mt: No. Potem mają zapalenie płuc. I serca.

Po przejechaniu przejazdu (wciąż za niefortunną cysterną):
Mt (obwieszcza): Tlen to powietrze.
Ja: Nie. Tlen to tlen. A powietrze to powietrze. Ale tlen jest w powietrzu. Jakby go nie było, to byśmy się szybko...
Mt: udusili!
Ja: Tak. Ale znowu zupełnie czystym tlenem też nie byłoby tak łatwo oddychać.
Mt: No... bo tlen musi być brudny...

czwartek, 26 listopada 2009

listy


6.12. się zbliża, rodzice w rozsypce, trzeba było zażądzić pisanie listu.
Akurat tego właśnie dnia kolega przyniósł do przedszkola smoka, więc Marta nagle przestała marzyć o piesku, a Mateusz o Lego.

List Marty nie pozostawia wątpliwości.




List Mateusza miał zasadniczo być kopią, którą dyktowaliśmy mu po literce, ale na etapie 'smoka' okazało się, że pięciolatek żadnej pomocy w literowaniu nie potrzebuje.
Marta obraziła się, że znów się zachwycam.
Tatuś obraził się, gdy powiedziałam, że synek go prześcignął.





Miałam wczoraj wątpliwą przyjemność zostać wprowadzona w świat wyżej narysowanych smoków na półce w sklepie.
Nieśmiało zapytałam, co będzie, jeśli Mikołaj przyniesie im coś innego.
Z niekłamaną lekkością oświadczyli, że nic.

Ulżyło mi.
Takiej matce, jak ja niewiele do szczęścia potrzeba.

poniedziałek, 16 listopada 2009

Mateusz marzy

o Barbie.

W sumie, to o zestawie, że tam takie lalki zjeżdżają w samochodach po zjeżdżalni, wpadają do wody i w ogóle...
Marzy, bo tam jest taka śliczna małpka. Na zjeżdżalni.
Widział w reklamie.
Zamówił u Mikołaja.

A jak nie, to tor wyścigowy by chciał.
W zasadzie zamówił trzy.
Nie oczekuje aż tylu.

W zasadzie, to chciałby dostać 'Hotłil pokonaj mnie' albo 'Pomaluj swoje auto', ze takie autka wpadają do wody i zmieniają kolory.

Generalnie, wszystko w życiu Mateusza sprowadza się do jednego.

sobota, 14 listopada 2009

seria ze świąt 2007




W większości przypadków można być pewnym autorstwa.
W końcu, jak ktoś dostał od Mikołaja Prawdziwy Aparat, to tak chętnie się nim nie dzieli (choć jednak dzieli się...).

czwartek, 12 listopada 2009

wielka trójca

wyglądała właśnie tak na urodziny Mateusza









Kolejność pozowania - zachowana.
Stosunek do czynności również...

poniedziałek, 9 listopada 2009

podobieństwo

Dawno, dawno temu, gdy Marta miała może ze 3 lata i była naprawdę mała, jak na eksperyment dla pięciolatka, szanowna Mamusia postanowiła zrobić na niej doświadczenie zaczerpnięte z filmu o psychologii rozwojowej.
Recz polega na tym, że sadza się delikwenta przy stole, kładzie przed nosem kostkę czekolady i mówi: możesz zjeść ją teraz albo poczekać (powąchać ją tu sobie, pooblizywać się w agonii), a za 5 minut dostaniesz 4 kostki.
Marta poczekała bez mrugnięcia okiem.

To najprawdopodobniej jedyna cecha, której nie ma po mnie.

Niewykluczone, że może to być też jedyna cecha, którą po mnie ma Mateusz.

Jak to dobrze, że to Tatuś jest Głową Finansową.

wtorek, 3 listopada 2009

zasypianie

Dziś wieczorem Marta zaczęła snuć dyplomatyczno-marketingowe opowieści o tym, jak to dzieci szybko zasypiają bawiąc w łóżku.
Słowa długie i sugestywne.
Naprawdę, przecież wczoraj też się bawiła i zasnęła szybciutko!
'Mogę, mogę?'

Nie wiem, czemu się zgodziłam.

Ale faktycznie, minęło dopiero 58 minut, a ona już mówi dobranoc.

Mateusz jeszcze nie powiedział.
Składa statek.
I coś pisze.

Normalnie skarży się na bezsenność, gdy nie zacznie chrapać w 4 minuty po zgaszeniu światła.

środa, 28 października 2009

najnowsze zdjęcia Marty

gdzieś z lipca.

Nowoczesne takie.
Może zaliczę nimi dyplom licencjacki...?






wtorek, 27 października 2009

bardzo zaległe

łapki.
Z okolic czerwco-lipca.



Zamierzchła przeszłość.

poniedziałek, 26 października 2009

Marta

jak będzie duża, będzie miała psa, myszkę i takie z dużymi uszami... myszo?
Jakby czarne, ale jakby wiewiórka. Hm. Ola ma takiego petszopka.
Tatuś: Koala?
Mr: to nie miś!
Mt: Jasiu? Z braci koala??
Mr: Jasiu to jest WOMBAT!

Takie z dużymi uszami... to coś miała Natalka... nie przypomnę sobie.

Ja: Może myszoskoczka?
Mr: Nie, myszoskoczka raczej nie można mieć... Poddaję się. Już nigdy sobie nie przypomnę...

Mt: Bombat?
Mr: Nie.
Mt: Bombat??
Mr: Już mówiłeś!!
Mt: BOMBAT??
Mr: NIEEEEEEE!!!!!!!!!!!!

Na razie jest mała.
Może sobie narysować.



(za 90 lat puśniej w przyszłości)

((jak się właśnie okazało, ta liczba u góry to bieżąca temperatura artystki-marzycielki była))

piątek, 23 października 2009

imminent danger

- takiego określenia nauczyli mnie na studiach.

W takich warunkach spokojnie spać może tylko prawdziwy twardziel.


Prawdziwy twardziel drwi z niebezpieczeństwa.
Pochrapuje.

poniedziałek, 19 października 2009

taki przypadek

W czwartek, po powrocie z przedszkola, dzieci zostały przez 7 minut na dworze. Zauważyłam po chwili, że mają dziwnie mokre głowy i okazało się, że tęsknią za basenem i zrobili sobie basen z rynny kapiącej na głowach.
Dumni i bladzi.
Dowiedzieli się, co na ten temat sądzę, zagrzali i wysuszyli przy kominku (obie suszarki Mamusia spaliła niedawno, susząc dżinsy).

Następnego dnia rano Marta obudziła się z gorączką i płakała, że nie może iść do przedszkola.
Mateusz jak usłyszał, że ma iść sam, to poczuł się bardzo bezobjawowo chory, choć nie płakał.
W sobotę, sąsiadka doniosła, że widziała dzieci chodzące po samochodzie.
Dodam, że to nie pierwszy już raz.
Drugi.
A drugiego miało nie być.

Tatuś dokonał inspekcji i okazało się, że szyba przednia pękła w dwóch miejscach, a liczne zarysowania od ubłoconych butów widnieją na masce i dachu.

(chwila pełnej szacunku ciszy)

Mieli wymyślić sobie kary.
Mateusz odmówił wymyślania, ponieważ zajęty był żałowaniem za winy.
Marta zaproponowała, żebyśmy przez rok albo nawet dwa miesiące nie czytali im na dobranoc.
Zaiste, dotkliwa kara. By była. Bo przecież czytać nie przestaniemy.
Innych pomysłów dziecko więc nie podało.

Co gorsza, babcia oświadczyła, że koniecznie chce zabrać wnuczki do kina na film, na który my rodzice szykujemy się od roku. Prosiła, żeby nie uwzględniać 'Odlotu' w spisie kar do wyboru.

Wniosek: za winy dzieci, rodzice płacą podwójnie.



wtorek, 13 października 2009

oglądamy

Wall-E??

Mt: Taaak, ja jestem Wall-E!
Mr: A ja Ewa!

A ty mamo, kim jesteś?
Ja: No, właściwie, to już nie mam wyboru...
Mt: To robaczkiem bądź!
Ja: Dobra, będę robaczkiem.
Mt: Ale to jest chłopak...
Ja: Nie przeszkadza mi.
Mt: Ale on jest karaluchem. Mamo, jesteś KA-RA-LU-CHEM!!


To niezwykle trafne podsumowanie mojego dzisiejszego stanu ducha.

poniedziałek, 12 października 2009

z innej beczki

Zakupy w delikatesach sieci, o dwóch świętych w nazwie:
Pani Kasjerka (na widok położonych na taśmie 4 jabłek, 4 gruszek i 4 pomidorów): Dlaczego nie zapakowała pani w woreczki?
Ja: Bo nie chciałam.
PK: Ale one są za darmo.
Ja: Ale nie chciałam pakować w woreczki, których czas życia trwa 3 minuty, bo zaraz je wyrzucę.
PK: Ale one właśnie do tego służą!
Ja: Po co mam wyrzucać trzy worki, które będą rozkładać się 1000 lat, skoro nawet nie są mi potrzebne?
PK: Czyli nie zależy pani, żeby mi było wygodnie?
Chwila konsternacji.
Ja: Jeżeli do wyboru mam wyrzucenie trzech plastikowych worków, których nie potrzebuję, to wolę ich nie wyrzucać.
PK: Czyli nie zależy pani.

Pani Kasjerka, dotąd zawsze miła, nie zauważyła raczej, że pakuję wszystko w papierowe torby.
Mam wrażenie, że nigdy nie widziała filmu o górach toksycznych śmieci.
Ani o żółwiach umierających po połknięciu woreczków, które biorą za meduzy.

Nawet nie pytam.
Wstyd mi za mój tak niewybaczalny brak empatii.

sobota, 10 października 2009

po spisie dialogów



nadchodzi fotorelacja.

Autostradą jechaliśmy zaledwie 30 km, ale już można było się znudzić



i poudawać, że się zasnęło.
I chrapać.


Jakims cudem udało się nam dojechać, ominąć zapach konia, który już kogoś w tym czasie musiał wieźć na górę i rozpocząć morderczą wspinaczkę.



Mała awanturka o gąsieniczkę...



I już można pędzić do celu.


Polecam zwrócić uwagę na człowieka-żółwia.
Z własnej, nieprzymuszonej woli postanowił nim zostać.
Noszenie plecaka Tatusia dodaje człowiekowi rangi co najmniej osoby doyosłej.



Pierwszy obóz w drodze na szczyt: oglądanie scypków z grila, ciupag/piesków i drobna konsumpcja.



Po uzupełnieniu poziomu białek, cukrów oraz elektrolitów, człowiek żółw oddaje fetysz dorosłości (ze skróconymi szeleczkami) Tatusiowi...

ponieważ albowiem... wstępuje w niego duch Tarzana.



A może nawet Pudziana.


Na odgłos jego kroków drżą pomniki przyrody, kłody ...


...a nawet... przyroda zupełnie nieożywiona.
Okrzyki samouwielbiające mistrza świata we wszystkim właściwie grożą wyludnieniem i wyptaszeniem parku narodowego...


Marta przez chwilę próbuje wspinaczki...



ale powraca do tego, czym ona jest najlepsza - pozostawianiu nas w peletonie.


U samego szczytu, to już naprawdę nikt nie nadanrza...



Warto się było śpieszyć, bo pierwsi dłużej cieszą oczy dobrami wszelakimi...



...a po dotarciu człowieków-podnośników, cieszą jeszcze bardziej.



W każdym dobrym sklepie, można się pobawić.



Jak widać.



W każdym dobrym sklepie można też wyjęczeć fajową rzecz za trzy pieniążki.



(Przerwa na sprawdzenie ruszalności kolejnych zębów)



I już zawody na szczycie w podrzucaniu magicznych kamyczków, które się w powietrzu złączają...



Złączają się, jak widać.



W końcu rzuca mistrz...
W tym też...