niedziela, 28 czerwca 2009

wróciłam dziś ze szkoły późno

odwiedzając po drodze (wreszcie) nowonarodzonego Juniora
www.filipitoito.com/blog
Radość i szczęście.

Wpadam do domu, dzielę łupy, zabieram się za pranie, pakowanie i ogólne spraw organizowanie, starając znaleźć jeszcze w trakcie chwiluńkę na maluteńkie zleconko, a tu Marta koniecznie chce mi grać piosenkę o wściekłych małpach, a Mateusz nie ma ochoty na nic, co choćby sprawiało wrażenie cichej zabawy.

Mówię więc, że jeśli chcą mieć pewność, że niczego WAŻNEGO nie zapomnę im spakować, to może lepiej niech zrobią to sami.

I zrobili.

Tak spakowała się Marta








a tak Mateusz.

























Czasem potykam się o dylemat: czy skupić się na zadowoleniu z niejakich postępów, czy załamać ręce nad długością drogi wijącej się przed nami...

tradycja

podobno była kiedyś w Polsce tradycja przywożenia słodyczy z Czech. I dzieci czekały na nie, jak na Mikołaja. A potem międliły bon pari i czekolady studenckie.

U nas w domu nie ma takiej tradycji. Bon Pari można kupić w dowolnych ilościach w każdym Tesco. Jest za to tradycja przywożenia zwierzaków-słodziaków, zygzaków macqueenów i innych cudów dostępnych w każdym Tesco. Kupuję je jednak nie byle gdzie, a w Tesco czeskim, co to robi ogrrromną różnicę. Dodaje się do niej też fakt, że stanowią rekompensatę za mój czterodniowy niepobyt, nie trzeba się już więc ze mną witać rozpakowując prezenty.

Tym razem, ku mojemu zadziwieniu, Marta oświadczyła, że mają już za dużo zabawek i żebym przywiozła im słodycze do podziału z dziećmi na obozie, na który jedziemy jutro.
Kupiłam więc. Tak dużo, że pani w kasie musiała robić STORNO. No to oddałam jej te jedne żelki. I gumki. I...serek pleśniowy, na który i tak mam alergię... i tak rachunek mógł zostać zamknięty.

A tak wyglądają dzieci, które już nie tęsknią za mamusią


środa, 24 czerwca 2009

a mamusia

do szkoły jutro jedzie.
Na pocieszenie dostała rysunek sytuacyjny z Agnieszką w roli głównej.




Taki Giacometti w sumie...


PS Czy mi się zdaje, czy ten pies CZYTA KSIĄŻKĘ??

tatuś sobie przeciął

paluszek.

Z prędkością pędzącej eRki dostarczono mu dwa rysunki na pocieszenie.

Autorstwo poniższych - bez komentarza.



poniedziałek, 22 czerwca 2009

pajacyk

Od dawna zauważamy, że Mateuszowym powołaniem jest rozśmieszanie innych. Co trzeba zrobić, gdy wsadzi się komuś parasolkę do oka? Głupią minę! Można się jeszcze poturlać, jak szympans i poklepać po pupie, jeśli poprzednie sposoby nie skutkują należycie.

Wczoraj jednak to ja doprowadziłam Mateusza do łez, mówiąc zaspanym głosem po śniadaniu, żeby odstawił brudny talerz do lodówki. Mateusz wstał od stołu, wziął talerz, otworzył zmywarkę i... wtedy do niego dotarło. Zgiął się wpół, klepał po zadku i wykrzykiwał z uznaniem: to doby-e, doby-e, DOBY-E!!

Czemu te dzieci tak szybko rosną?

sobota, 20 czerwca 2009

mamusia

chwilowo ma mózg wycięty
sesja
mezivalcny akt w fotozurnaliske montaze...
mamusia chyba lepiej już pójdzie spać
wbrew guglowym napisom jest... 02:17

wtorek, 16 czerwca 2009

krzesło jest po to

żeby człowiek nie spadł.
Na podłogę.

Kocyk po to, żeby nie zmarzł.
Na kość.






















Nowego znaczenia nabierają też słowa: 'Mateusz, żabo...'.
























Tak lepiej.
Zdecydowanie.



Tylko krótko.
Na bank.

niedziela, 14 czerwca 2009

w przedszkolu

pogadanka była.
O planetach.

Ze zdziwieniem przyjęłam, że na obrazkach jest Jowisz. Stawiałabym raczej na Saturna. Dawno temu, gdy robiłam obserwacje Jowisza, nie było widać tak wielkiego pierścienia. Ale w sumie... od czasu moich zapisków minęło kosmicznie dużo czasu...

Przypomniało mi się, jak Mateusz kiedyś wpadł do pokoju wręczając mi z dumą wieeelką kartkę z maluteńkim bazgrołkiem na samym środku. Pytam go, co to, a on, że bomba. Sarnie oczęta popatrzyly prosto w moje i usłyszałam rozbrajające: 'dla ciebie!'
Wdzięczność moja nie miała granic.

Przy okazji więc tematów kosmicznych, tak dla odmiany, Mateusz namalował statek kosmiczny oraz bombę. Co tu dużo gadać - dobra bomba nie jest zła.

czwartek, 11 czerwca 2009

Mateusz kiedyś

na spotkaniu z nieograniczonym dostępem do bufetu solił sobie soczek. Długo solił. Zapytałam, czy jest pewien tego, co robi. Był pewien.
W drodze powrotnej poinformował mnie jednak, że 'soczek z solą jest błłłłeee...'.
Przyjęłam to ze zrozumieniem.


Tak jak sytuację z mydłem, które dostałam na urodziny.


Bo Mateusz ma wieeelką słabość do cukiereczków...


I do eksperymentów kulinarnych w ogóle (pasztecik z szyneczką, dżemik z cukrem, soczek z maślanką), choć tylko raz dał się namówić Marcie na wypicie szamponu. Pospieszna ewakuacja z zaplutej wanny pomnożyła tylko ból przerwanej kąpieli...


Gdybyśmy mieszkali za Wielką Wodą, dentysta Mateusza wiedziałby już wszystko.
Na szczęście, nasz Słodkolub, nie przejawia zabójczych skłonności...

czwartek, 4 czerwca 2009

tłumoczek


śpi sobie.
Pochrapuje nawet.
Dobrze mu bardzo.

Żebyście tylko nie myśleli, że sam się tak położył! Otóż nie. Położył się w łóżeczku, w ubraniu i cichaczem zasnął. Podstępnie tak. Bez pościeli jednak.
Przyszła mama, tłumoczek zrobiła, na podłodze położyła, a łóżeczko... pościeliła.

Gdybyście spędzili dwa wieczory w ciągu jednego tygodnia na ostrym dyżurze tylko po to, żeby się dowiedzieć tego, co i tak wiecie - też byście tak spali.

wtorek, 2 czerwca 2009

tak


wygląda nasza rodzina.

Mam nadzieję, że najwcześniej za 30 lat.

Z Tatusia niezły dziadziuś, a na twarzy Mamusi odlotowe denka od butelek...
Na szczęście wszyscy wciąż się lubią i są zadowoleni.

Tylko czemu Mateusz wciąż nosi koszulkę z Zygzakiem??

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Alek

Byliśmy wczoraj na obiedzie z nieznaną częścią rodziny.

Mama przygotowywała Alka (lat 6,5), mówiąc:
M: wiesz, pójdziemy na taki obiad. Tam będzie rodzina, której jeszcze nie znamy. To Niemcy...
A: Niemcy?? Ci z którymi mielismy wojnę???

a i owszem

działo się.
A w kulminacyjnym momencie Marta wyglądała tak:











ponieważ 'popychałam ją' i 'biłam', żeby nie zobaczyła tortu przed oficjalnym wniesieniem.






Czasem zastanawiam się, jak to jest mieć tak straszną mamę, jak ja...







Na szczęscie w końcu udało się!





















Co za ulga, że nie mieszkamy w Skandynawii.
Może tym razem jednak nie pójdę do więźnia...?