czwartek, 30 grudnia 2010

Raport specjalny

W sytuacji nagłego posiadania szóstki dzieci w domu, człowiek - a nawet Rodzic - może nie nadążyć.

Na przykład, na samym początku imprezy przychodzi Mamusia ustalić zasady bezpieczeństwa do pokoju chłopaków, naciska na ambicję Jasia, żeby pilnował Mateusza przed wchodzeniem na niezabezpieczoną antresolę i zderza się ze ścianą uśmiechów, takich od ucha do ucha. Acha. Już był.

Od razu też muszą utworzyć się obozy. Najlepiej dwa. W wersji pierwotnej dziewczyny, a w zasadzie tylko święta Julia, gotują sos do makaronu, podczas gdy chłopaki ganiają z bronią pneumatyczną i udają, że nie celują w ludzi. Na te okoliczność Marta zostaje chłopakiem.

Człowiek też, a nawet Rodzic, przypomina sobie te katorżnicze czasy, gdy cisza oznaczać mogła tylko nagły alarm. I zmuszała zmęczony zad Rodzica do podniesienia się w trybie przyspieszonym albo ryzyko utraty zdrowia lub życia Dziecka lub przynajmniej z trudem zgromadzonego dobrobytu. W sytuacji nagłego posiadania szóstki dzieci w domu - też. Na przykład nagła cichość chłopaków oznaczać może, że dorwali się do jakichś gier w telewizorze i poginają w disneyowe niedźwiedzio-lemury. Nielegalnie, rzecz jasna.

Dowodem na doskonałą przyjaźń wszystkich zgromadzonych jest to, że dopiero po 114 minutach wizyty następuje pierwsza kłótnia. Dziewczyn, rzecz jasna. A w zasadzie to Marty z dziewczynami. Podejrzewam, że pamięć o dobrym traktowaniu gości wyparowała wraz z włożeniem ostatniego talerza gości do zmywarki.

Gdy Marta po raz tysiącstoczterdziestysiódmy pyta, kiedy przyjedzie Pola, następuje pierwsza kłótnia Rodzica z Potomkiem oraz rozkaz, żeby Potomek pogodził się z gośćmi. Natychmiast.

Odtąd, do zadawania tego samego pytania oddelegowani są po kolei pozostali Członkowie Imprezy. Na pierwszy ogień idzie Mateusz.

Oczywiście, najlepszym i jedynym pokojem do zabawy dziewczyn zostaje nieodwołalnie gabinet.
Według kilku roboczych hipotez dzieje się tak dlatego, że:
a) jest jedynym naprawdę nieposprzątanym pokojem i panuje w nim najprawdziwszy bajzel,
b) Mamusia ogłosiła na początku, że musi jeszcze chwilę popracować i skupić się w spokoju i ciszy,
c) akurat, zupełnym przypadkiem, świeżo zakupiony materac testuje tam swą szczelność od wczoraj.
W związku z powyższym, dziewczynki niezawodnie i wszystkie na raz:
a) grają w gierki z muzyczką,
b) tworzą awangardowe arcydzieła na keyboardzie,
c) śpiewają,
d) turlają się po materacu,
e) i chichrają.

Dziatwa zostaje nakarmiona cukrami dość prostymi (makaron) i ubrana iście narciarsko.
W między czasie, Najdzielniejsza z Mam Poli przedziera się wreszcie przez gąszcz przeciwności i nieruchawych aut i dociera do naszego małego domku wariatków. Cała czereda wyrusza więc, by wreszcie móc poznęcać się nad starszymi, tu konkretnie w osobie Dziadka.

Kto by przypuszczał, że jeżdżenie w kółko przy -9st okaże się aż tak fascynującym zajęciem...? No, Mamusia przypuszczała. Nie przewidziała jednak siły grupy rówieśniczej krzyczącej walnie "Trzy-cztery: SZYBCIEEEJJJ!". Zupełnie nie mogła też przewidzieć, że po wydaniu takiego okrzyku spadnie z sanek taka na przykład Pola, która akurat zapomniała się złapać...
Okrzyków: "Proszę pani, mogę spaść?!", czy "No może wreszcie ktoś spadnie??" też nie mogła przewidzieć...
To zaskakujące, ale Dziadkowi udało się przeżyć. Tak bardzo mu się udało, że nawet zaproponował, żeby sanki zostały do jutra. Wnuki ochoczo przytaknęły, słusznie uznając to za zaproszenie. Dzieci niezrzeszone podeszły do propozycji z dużą rezerwą. Ale sanki zostały. Co do sztuki.

Bo Julka już z sanek krzyczała: "Proszę pani, proszę pani, proszę zadzwonić do mojego Taty, żeby mi przywiózł rzeczy, bo ZOSTAJĘ!!", a Agnieszka nie marnowała niepotrzebnie myśli na takie rzeczy w trakcie jazdy - poprosiła o telefon tuż po zejściu z sanek.

Po powrocie do domu, Rodzic-Mamusia (ku późniejszemu niezadowoleniu Rodzica-Tatusia) zrobiła zupełnie nieprzysłowiowe piekło w kominku. Żeby się kończyny dzieciom rozgrzały. Po czterech minutach dzieci jednak miały już dość i rozpierzchły się po domu uznając, że czują się świetnie i chcą już czekoladę z pianką, a piekło dopiero rozpoczynało działalność. I tu powracamy do kwestii niezadowolenia Rodzica. Tak mniej więcej do 1:30 am.

Zapytany wieczorem przez Córkę Tatuś, czy podoba mu się funkcja zastępczego tatusia takiej liczby dzieci, potwierdził bardzo niepewnie. Niczym niezrażona Marta zaczęła więc natychmiast snuć plany powiększania rodziny, wyliczając kolejnych nowych jej członków względem wieku i płci. Tatuś w między czasie się oddalił. Zupełnie, dla Marty, niepostrzeżenie.



Inni Rodzice wyrażają podziw dla Mamusi, za siłę i cierpliwość do tej czeredy. Ale jedna doba i to bez pracy zawodowej, to naprawdę nic. Mamusia wciąż myśli o tych pięciu córkach, które kiedyś planowała i czuje, że taka doba to pestka. Mamusia podziwia tych, którzy mają tak na co dzień. I których dzieci nie są zaniedbane ani zastraszone. Ani zagłodzone. Ani lekko nieubrane... Składa im cześć i hołd.

W sytuacji nagłego posiadania szóstki dzieci w domu, człowiek - a nawet Rodzic - może nagle odkryć, że dwa to mało.



c.d.n.

wtorek, 21 grudnia 2010

Jej pierwszy popis

A: Marta, jak oceniasz swój dzisiejszy występ? Jak ci poszło?
Mr: Bardzo dobrze.
A: A ty, Mateusz?
Mt: Była najlepsza!
A: Hmm... ja też uważam, że poszło ci dzisiaj bardzo dobrze. Zwłaszcza kolęda. I zwłaszcza, że grałaś z akompaniamentem dopiero drugi raz. A ty, Tatuś?
T: Ja nie mam porównania, bo nie widziałem wszystkich. Ale podobała mi się zwłaszcza kolęda.

Jeśli skłonności mafijne są objawem zdrowia rodziny, to proszę nas postawić na biało-czerwonej fladze w Sèvres.
No, proszę.


poniedziałek, 20 grudnia 2010

Po raz pierwszy w życiu

Mamusia zapomniała o urodzinach, ale Tatuś podszepnął i dzieci przybiegły.

Mr/Mr: Wszystkiego najlepszego, mamusia!

A: O, dziękuję! A czego mi życzycie?

Mr: Szczęśliwego nowego roku!

Mt: I fajnego prezentu pod choinkę!

A: Dziękuję.

sobota, 18 grudnia 2010

Mateusz szybko liczy

Przy wieczornym czytaniu lektury o owieczce:
A: O, patrzcie! Ta książka została wydana, jak Tatuś miał rok!
Mt: Naprawdę?
Mr: Ojeju...to ta książka ma juuuuż...
Mt: ... z... pięćset lat!!

piątek, 3 grudnia 2010

Jej pierwszy koncert

Co było najważniejsze w pierwszym koncercie Marty?
Że usłyszała, że źle gra i poprawiła się już w drugiej rundce!
Brawo!
Człowiek jest prawdziwym mistrzem, gdy potrafi wygrać sam ze sobą!!



Ale co było ważniejsze, to obiecana Pepsi.
Jeśli Marta zagra dla ludzi, a nie dla siebie (czyt. postara się nie rzępolić, zamiast: nie postara się i będzie rzępolić).
Zagrała dla ludzi.
I pamiętała, żeby się ukłonić.
Oba razy!
I żeby nie oderwać smyczka od struny i nie wstać przed końcem ostatniego taktu, choć to i tak bezsensowna pauza jest...


A więc była Coca Cola Zero.
W puszce!
Dla Mateusza też.
Kolejny dowód na to, że jedynacy mają kiepściej w życiu.

środa, 1 grudnia 2010

Poniedziałek, 21:57

A: Marta, ale po co mam ci zasuwać roletkę? Przecież na szybie jest śnieg.
Mr: Bo się boję, że ktoś mi tam zajrzy.
A: Ale kto miałby ci zajrzeć? Musiałby chodzić po dachu!
Mr: Cyklop!
A: C-cyklop??? A widziałaś kiedyś cyklopa?
Mr: Tak.
A: No to nawet jakby, to musiałby być większy, niż dom!
Mr: Cyklopy wielkie!
A: No, ale widziałaś kiedyś cyklopa?
Mr: Tak. W książce.
A: W książce? No to na pewno była to...
Mr: Przy-rod-ni-czej!!!

piątek, 26 listopada 2010

Listy

do Mikołaja dzieci napisały i na parapecie zostawiły.
Mamusia przechwyciła do zeskanowania, odłożyła na parapet, a rano już ich nie było.


Marta napisała tak:































(LIST) (DO) (ŚFIENTEGO)
(MIKOŁAJA)






























POD PO DUSZKE

(ŚFIENTY) (MIKOŁAJU)

(PROSZE) (ĆE) (O) (LITLES)
(PTCHP) (KLUB) (Z) (KANGURKIEM)
 (I) (CHOMICZKIEM)
(BARBI) (GRL) (BASEN) (DLA) (SZCZENIA-
CZKUW) (MONOPOLI) (Z) (KASEREM) (I) (K-
ARTAMI) (O) (PETCHOPA) (DO) (KOLOROWANIŃA)
(PETCHOP) (LEKASZ) (Z) (DALMATYŃCZYKIEM)
(I) (S) (KRULICZKAMI)


POD CHOINKE
(PESKI) (Z) (ŚFECĄ) (CYMI) (SMYCZAMI)



Mateusz napisał tak:































BAS.ASTRAL
TOR.Z MAŃKIE MARUHOM I ZIGZAKIEM
I NA GWIASTKE
ROBOTA ĆĘŻARUWKE
PIRANJE.ATAJKU
STEROWANE AT


piątek, 19 listopada 2010

Szefy były

przywiozły dzieciom padarki.
Jeszcze nie zdążyli dojeść przypalonego obiadu, gdy obdarowani już tworzyli.
Arcydzieła.
Za 15 lat sprzedamy i będzie na studia za granicą.
Tyle złota...
Warto było.





Dziękujemy R+M+V! :)

środa, 17 listopada 2010

Z cyklu: Rozmowy po drodze - 'Dzień Niepodległości'

Mr: Był dzisiaj apel o Dniu Niepodległości, występowały klasy trzecie, no i był nawet rycerz i Rzymianin... ale Rzymiani mówił, że jest Polakiem...

A: No dobra, Dzień Niepodległości. Ale co to jest niepodległość?

Mr: Noo... że Polska jest niepodległa?

A: Ale od kogo?

Mr: No nie wiem...

Mt: Ja wiem! Ja wiem! Od rusów, niemców i austrii!

A: Tak!

Mt: A nawet Polski nie było kiedyś na mapie!

A: To prawda. Ale co to znaczy?

Mt: No, że jej nie było tam narysowanej.

A: Czyli że...?

Mr: ... nikt nie mógł do niej trafić!!

wtorek, 16 listopada 2010

Z cyklu: Rozmowy po drodze - 'Ciocia wygląda młodo'

A: No tak. Uczyłam się sama grać tę melodię, jak byłam w twoim wieku, Marta. Na pianinie cioci Uli.

Mr: Nie miałaś swojego pianina??

A: Nie.

Mr: A ciocia była w twoim wieku?

A: Nie :) Była już chyba na studiach.

Mr: To ciocia jest starsza od ciebie??

A: (niekontrolowane prychnięcie na całą deskę rozdzielczą) No jasne! A co? Nie wygląda na starszą?

Mr: Wygląda na młodszą!

A: No cóż. Cieszę się jej szczęściem....
Czyli co? Wyglądam staro?

Mr: Nie. Ciocia wygląda młodo. A ty po prostu wyglądasz na... starszą...


Jakby niektóre dziewczyny urodziły się chłopakami, to można by nie zauważyć różnicy.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Marta smuci się

za Dominiką







Chce pocieszyć jej rodzeństwo, rodziców i panią wychowawczynię.
Jednocześnie czeka na spotkanie jej w niebie.

Tak to sobie teraz wyobraża:





bo te stworzenia przed Tronem Boga, to na pewno są psy.
Dominika się cieszy i gra na flecie Panu Bogu, który ją bardzo kocha.

piątek, 29 października 2010

Mateusz się cieszy

nowymi śniegowcami.










































W życiu jeszcze takich nie miał!

Jak Golfsztrom się zatrzyma, to będziemy pożyczać.

czwartek, 21 października 2010

nagły okrzyk z odległego pokoju

Mr: Lektura!!!
Uwielbiam lekturę!

A: A co to jest lektura?

Mr: No niee wieem...
Ale muszę ją przeczytać.
Pierwszą część o Koziołku Matołku.

A: A kto ci kazał?

Mr: Pani Zdzisia.

A: A kto to jest pani Zdzisia?

Mr: Pani od biblioteki.

(chwila błogosławionej ciszy)

Nawet już dawno ją miałam przeczytać, ale nie zdążyłam, bo ją przywaliłam książkami i dopiero ją znalazłam.

(chwila błogosławionej ciszy)

Mr: O! Nawet jest napisane, że lektura szkolna.

A: A której klasy?

Mr: Pierwszej.. chyba. Bo z regału pierwszych klas. Tam, gdzie bierzemy.

poniedziałek, 18 października 2010

Podobieństwo wizualne

W tłumaczeniu stopnia podobieństwa swoich dzieci do poszczególnych rodziców, od lat podpieram się teorią, że Mateusz ma jeden gen po mnie, a Marta tyle samo po Tatusiu. Niech nauka krzyczy, aż zsinieją jej płuca, ale skoro uważam, że teorię ewolucji między bajki włożyć, to może przy okazji uda mi się obalić coś bardziej doświadczalnie powtarzalnego...?
A co!
To nauka powinna pokornie pochylać się przed stworzeniem.
Nie na odwrót.

Ad meritum: zafascynowana swą teorią jednogenowości, od kilku miesięcy spisuję dowody na to, że Marta jest jednak córką tego pana, którego wszyscy uważają za jej ojca, a Mateusz jest dzieckiem swojej matki, choć tak trudno w to uwierzyć.

Oto lista:

Marta:
1. stara się być dzielna, nawet jak boli (do tej cechy może przyznać się tylko Tatuś)
2. rysuje obrazki, które żyją (Mamusia rysuje obrazki, które tylko żenują)
3. ma stopy po Tatusiu
4. opala się, na dodatek szybko i ładnie (czym z góry można przekreślić jej podobieństwo do Mamusi)
5. jak ma do wyboru, to sięgnie po słone, a nie słodkie (co za błąd!)
6. budzi się w tej samej części łóżka,  w której zasnęła (niepojęte)
7. potrafi czekać, w czym zupełnie bije Mamusię na głowę.
Miała chyba 3 lata, kiedy przeprowadziłam na niej eksperyment dla pięciolatków. Kładło się na stole jeden kawałek czekolady i mówiło: 'Możesz zjeść ją teraz albo za 5 minut dostać cztery kostki.' Jedyne co Marta była w stanie wtedy zrozumieć, to że 5 minut to bardzo długo. I co? I oparła głowę na blacie i poczekała na dźwięk minutnika, podczas gdy brat z Mamusią zjedli po swojej kosteczce. Czy ktoś kiedyś widział takie dziecko?? Niepojęte...
8. jak Tatuś - rzadko pamięta swoje sny
9. przez całe wakacje ćwiczyła 'drrryń', żeby nauczyć się wymawiać głoskę 'r'

Mateusz:
1. panikuje identycznie, jak Mamusia, choć dopóki go nie boli, to i tak jest dzielniejszy od niej
2. rysuje obrazki, w których można się pewnych rzeczy domyślić., natomiast dużo bardziej interesuje go konstrukcja kredki
3. ma śliczne stópki, po Mamusi
4. opalanie to kolejna rzecz, która dowodzi, że jednak został podmieniony w szpitalu
5. jest w posiadaniu chyba ośmiu plomb, w tym dwóch po leczeniu kanałowym - wniosek? SŁODKIE!!! ma tez słabe zęby i ciasną szczękę, jak Mamusia, czyli może jednak nie podmienili...?
6.jeśli o północy wciąż jest na łóżku, to można spodziewać się, że złośliwie udaje, że w ogóle zasnął
7. oczekiwanie na cokolwiek podnosi mu ciśnienie do poziomu wrzenia - już tydzień przed urodzinami domaga się prezentu i szpera po wszystkich zakamarkach...
8. opowiada sny barwne i pełne niespodziewanych zwrotów akcji
9. jeśli po minucie prób wciąż czegoś nie umie, to znaczy, że ćwiczenia są głupie. A w zasadzie, to wszystkie ćwiczenia są głupie. Z tego samego powodu, Mamusia właśnie nie została mistrzem pisania bezwzrokowego na klawiaturze. Program jej nie pochwalił...

Jest jednak jeszcze jeden dowód, na dodatek - fotograficzny.
Oto niezmanipulowana historia dwóch zaskakująco podobnych do siebie wydarzeń.

Cykl pt.: "Dobrze, że miałam telefon"

Historia nr 1,  pt.: "Dwie pary bliźniacze"

Akt I
Pochlipywanie z tylnego siedzenia






























Akt II
Trzykilometrowy powrót







































Akt III
Jest tam jeszcze kto?






Akt IV
Ano jest





































Akt V
Pochlipywaniom mówimy dość








 




































Historia nr 2, pt.: "Powrót taty z kolacji biznesowej"



 Też zauważył po wyjściu. Z restauracji.





Ileż to podobieństwa może przenieść pojedynczy gen!!

środa, 13 października 2010

w zerówce

A: Mateusz, co fajnego wydarzyło się dzisiaj w przedszkolu?
Mt: Pani Małgosia kazała nam narysować ludka. I raz narysowałem Wojtusia z brodą, ale dzisiaj narysowałem ludka z pisiakiem.
A: konieczny mu był ten pisiak?
Mt: Tak, konieczny. Bo chłopacy mają sisiaki.
A: I pani Małgosia była zadowolona?
Mt: Nie.
A: I ci powiedziała?
Mt: Że wygłupy mają swoją granicę.

wtorek, 12 października 2010

Jeśli dobrze pamiętam

to początek czarnej serii miał miejsce w dziesiątą rocznicę ślubu Tatusia z Mamusią (razem wziętych).
Minęły już prawie dwa miesiące, a ofiar - jak widać - wciąż przybywa.
Patrząc na to zdjęcie, można by wysnuć pewne błędne wnioski...

niedziela, 15 sierpnia 2010

wracać, wracać!

2 tygodnie i 3 dni nad morzem.
Rekord tatusiowych wakacji z nami.
68 lodow amerykanskich.
9 dni spedzonych na kopaniu dolow na plazy i probach wypadniecia do gory nogami gdzies w okolicach Australii, 8 zamkow zbombardowanych kamieniami, ze 12 wodopojow piaskowych dla mew (z wody morskiej), 1 zlapana rybka (w Baltyku!!), 154 696 nowych najlepszych przyjaciolek i kolegow Marty...
2 dmuchane deski do plywania po falach, 2 gumowe dziwaki swiecace w ciemnosci i zapadajace sie stopniowo, jak czerwony olbrzym, dwa jaskrawe warkoczyki i plastikowy TIR z trzema samochodzikami w obowiazkowym transporcie.
Ale co najwazniejsze - 68 lodow amerykanskich i az trzy wizyty w najlepszych restauracjach kolobrzeskich.
Trudno wyprzec sie hedonizmu, to po co go ukrywac?


Ostatni poranek.
Mateusz nawija do Marty w lozku (to jedyne miejsce, w ktorym staje sie gadatliwy).
Snilo mu sie, ze grzebal w kuble z plastikami, wszystkie powyrzucal, troche je przemalowal, posklejal i skonstruowal smoko-daktyla, ktory latal i mial takie ruszajace sie oczy, i nimi widzal, i wiedzal, gdzie jest jego wlasciciel.

Blagam, niech ktos otworzy szybko pierwsza klase politechniczna. Na przeorganizowanie systemu edukacji jest jeszcze caly rok. To bedzie drobiazg. Skoro smyczkowcy moga miec i fikolkowcy, to polibudowcy NIE MOGA pozostal tacy bezpanscy!!
Za taka klase, to nawet doplace...

Marcie sie snilo, ze poniewaz Babcia wyjechala daleko daleko, to do Dziadka wprowadzila sie druga Babcia, zeby nie byl taki smutny.

Tatusiowi po raz pierwszy dzisiaj w ogole cos sie snilo. Przeblyski zawieraja obrazy plazy, wojny i strzelaniny. Sen byl tak straszny, ze sie az Tatus obudzil.
W sumie to smutne, ze jak juz raz na 12 lat cos mu sie przysni i jeszcze na dodatek to zapamieta, to akurat musi go budzic ze strasznosci swojej...

Mamusi tak dla odmiany chyba nie snilo sie nic. Za krotki sen, zeby sie rozpedzic.


______________________________


Skonczyli sie iNIEMAMOCNI - najdluzszy film w naszej kolekcji.


Mt: Jestesmy juz we Wroclawiu?

T&A: Nie :D Ale dojechalismy juz do Walcza. Tu jedlismy rybke w przeciwna stronem, pamietasz? To 1/3 drogi.

Musielibysmy obejrzec jeszcze 2x Iniemamocnych, zeby dojechac do domu.

Mr: To obejrzyjmy!!

T: A ktora jest godzina?

Mt: Moj zegarek sie spoznia...

Mr: Jest 18:47...

Mt: Jest za siedem...

T: Za siedem?

Mt; Za siedem...

T: A nie za dziesiec...? :)

Mt: A, tak! Za dziesiec siodma! A sekund...

T: No?

Mt: A sekundy to tak w kolko i w kolko...

Mr: Jestesmy juz we Wroclawiu?



Mt: Tatus, siku...

A: A wytrzymasz jeszcze troche? jak bedzie jakis Orlen, to napilabym sie kawki

Mt: No, chwile wytrzymam.

T: A ty juz wypiles cala swoja butelke?

"(Mamusia wybucha niekontrolowanych rechotem, bo Tatus zakupil napoj Coloc-podobny, a to wielka rzadkosc w dzieciecym jadlospisie, ze wzgledu na ostre, mamusine restrykcje)

Mt: No, troche mi jeszcze zostalo.

Tu nastepuje dumna prezentacja 10% pozostalosci zlotego napoju.

Za chwile jednak okazuje sie, ze to juz maksimum wytrzymalosci scianek mateuszowego pecherza.

A podobno dzieci takie elastyczne.



Postoj na trawce, Mt stoi na nogach Tatusia, bo 'jego buty sie bardzo dlugo zakladaja'

Tatus mowi, ze faktycznie bylo pelno.

Przejezdzamy 20km.

Mr: Tatus, siku...

piątek, 30 lipca 2010

on route

Zapiski spod Poznania
Mt: Probuje zasnac, bo wtedy droga jest krotsza.
Chwila ciszy.
Mt: Probujesza zasnac?
Mr: Ja ZASYPIAM, jakbys chcial wiedziec.
Mt: A ja probuje.

Mr: Uuu, ekstra! Za 200 km bedzie stacja benzynowa!

(za 100 metrow na rondzie w lewo, trzeci wyjazd)
Mr: Jak on bedzie tak gadal, to ja nie wytrzymam!
(Na rondzie w lewo)
Mr: Taaatuus... a daleko juz jestesmy?
Mt: On ciagle mowi 'na rondzie w lewo'.
(Zawroc w lewo)
Mt: Ha ha, on mowi 'zawroc w lewo'!!
Mr: A duzo juz kilkometrow...? Tak w ogole, to ja sie 50 lykow napilam...

T: Rybojedzko... chyba ta trasa nie jechalem jeszcze...

T: O, ulica Bohaterow bukowskich! Gdzie mieszkasz? Mieszkam w Buku, hehe...
Ale ta trasa juz chyba te jechalem kiedys. Mam cos takie niejasne przeczucie...

(13 kilkometrow prosto)
Mt: Uuu, 13 kilkometrow. To bardzo blisko.
Mr: Nie-e.
Mt: Ta-ak!
Mr: Nie-e. Ty nawet nie wiesz ile to jest 13 kilometrow!
Mt: Wie-em.
Mr: Nie wiesz. Tobie sie myli, ze to jest 13 metrow, a to jest 13 KILOmetrow!

Mr: Mmmmm... my juz dawno bylismy na wsi

Mr: Mmmmm... tez wam sie nudzi?

A: Odkrylam, ze mimowolnie pozuje do radarow.

(dzieci zasnely. cisza)
Cyk-cyk.
A: Mam super aparat! I nie marnuje. Duzo rzeczy marnuje, ale akurat aparatow nie!

Parking wylacznie dla kupujacych w KRAMie

A: O, bedziemy jechac przez Sarcz. Wyglada, jak literowka ;)

W Walczu zatrzymujemy sie na baltycka pange i kawe 'z ekspresiku'.
Marta jest glodna. Dziwne.

RAKIETA!!

Ze względu na pogodę, która kąpaniu nie sprzyja, dzieci musiały się czymś zająć.
Z niespodziewanych przyczyn postanowiły się zająć czymś twórczym - podrasowali swoją rakietę!
Dwa dni wycinania, zużywania bardzo cennej tatusiowej taśmy dwustronnej, przypinanie pinezek i wiele ciepłych słów do siebie nawzajem było kojącą odmianą dla mamusinych uszu.

A więc po pierwsze - jak się rasuje rakietę, to trzeba być w majtkach. To jasne.





I człowiek się cieszy po prostu.
Życiem.
I w ogóle.




 A oto myszka. Bezprzewodowa. Na ładowarce.




Brat też się cieszy życiem.
Co się dziwić w sumie?



A w między czasie powstały nauszniki,  przez które dziwnym trafem, da się słuchać muzyki.




Wspomniane miłe słowa wraz z kooperacją.
Bezcenne.




Dużo genialnych pomysłów na architekturę wnętrza.




Nagroda za leczenie kanałowe zaraz zawiśnie.



A tu powstaje komputer. Trochę w stylu tego, co wypuścił Apollo13 w kanał, ale zawsze to trochę lepiej, niż kalkulator.



I monitor, rzecz jasna.
W założeniu, miał to być komputer nieprzenośny, ale Mateusz powiedział, że się super składa. Tylko klawiatura trochę wystaje. Ale to nic.
'To nic' potwierdziła Marta, nowa właścicielka jednakprzenośnego komputera.




Tu właśnie decydują się losy komputera tego...

A tu zawisła nagroda za pierwsze kwiki i precedensową nienegocjowalność u dentysty.

Na monitorze produktu prostu z taśmy fabrycznej widnieje nie kto inny a pjes. Skoro inni mogą mieć owoce...?

Na rakiecie za to zamieszczono radary. Ten radar służy do strzelania po prostu. Jest jeszcze kilka innych, np. na bocznej ściance - niezbędny wtedy, gdy rakieta chce lecieć do tyłu lub taka trochę bokiem.



'Jak zgubisz swoją myszkę, Marta, to ja ci z przyjemnością pożyczę moją.'

Interior design in detail.   


 Klameczka z uratowanych ścinków zdjęć nadmorskich, do otwierania z zewnątrz i zamykania od środka.
No comments.     


A tu taki dzwonek, przypięty na dachu. Sięga do wyciętego okienka, przez które się pociągnie dzyń-dzyń i tym samym obwieści odlot.



Adam Słodowy mógłby wreszcie przyznać, że troszeczkę mu głupio...

piątek, 23 lipca 2010

ponieważ wieczory długie

a wakacje nastrajają do co raz późniejszego chodzenia spać, Marta postanowiła przetestować, jak bardzo uda jej się przekroczyć wszelkie granice jakiegokolwiek rozsądku.
Z sukcesem.
Co noc.
Mateusz dzielnie dotrzymuje tempa, ale nie zawsze.

Kiedy jednak Mamusia zeźli się czasem i każe iść do łóżka już o 23:00, to co tam się dzieje?
Twórczość!

Oto ona:

łódź podwodna i zaległy ślimak jakiś

































dzieło odgapione jakby trochę od Cioci Kasi, ale za to bez magistra od pędzelków:































krótki świecowy reportaż odnośnie bieżącej sytuacji pogodowej:































oraz komentarz do tejże:




































(GDY BŁYSKAWCA UDEŻA WY ŹEMIE ROZLE SIĘ GŻMOT!!)



A na końcu, dokumentalna fotografia w stylu Mamusi, dotycząca sposobów na mateuszowy sen:



















































I co?
Jakby van Gogh sypiał za dużo, to też by nic nie stworzył.

piątek, 16 lipca 2010

wiele historii

z ostatnich miesięcy czeka na uzupełnienie.
Wizyta u Filipów również.
Ale efekt tej wizyty czekać nie może.
Dziękujemy Wujku za bramkę.
Mateusz rozstaje się z nią rzadko i niechętnie.
Nie bierze jej do basenu.
W sumie, przy lepszym rozplanowaniu wydatków, można było pominąć niektóre elementy wyposażenia pokoju...

zaglądając przez ramię Mamie

Mr: A czemu to zdjęcie jest takie krzywe?
A: Bo takie zrobiłam.
Mr: A ciocia takie chciała?
A: Nie pytałam jej, po prostu je zrobiłam tak.
Mr: Ale czemu??
A: Bo tak mi się chciało.
Mr: A ciocia ci tak zapozowała?
A: Nie, po prostu się przebierała...
Mr: w... pannę młodą??
A: Hmm.. no tak...

sobota, 10 lipca 2010

dyskusje międzypokoleniowe

(...)
T: Mówiło się nawet kiedyś: 'Pasuje, jak wół do karocy'.

Mr/Mt: ?

T: No, jaka jest karoca?

Mr/Mt: ?

T: Kto jeździł karocą?

Mr:... księżniczki??

T: Tak! Czyli karoca była jaka?

Mr/Mt: ??

T: E...?

Mr/Mt: ?

T: El...?

Mr/Mt: ?

T: Ele...?

Mt: ...ktroniczna!!

poniedziałek, 7 czerwca 2010

epiki ciąg dalszy

Nie opublikuję tu powieści Marty, o której wcześniej była mowa, ponieważ chwilowo brak mi czasu na transkrypcję.
Pojawi się za to opowiadanie sklecone szybko w czasie, kiedy już absolutnie należało iść spać.
No cóż, z natchnieniem się nie dyskutuje.
Nawet jak się jest Mamusią.

















PJES I KOT PRZ-
YJACIELE
_______________________
BYŁY RAS DWIE R-
ODŹN.    1 PS
2 ZAŚ KOTY. PSY
PSY MIAŁ SZCZĄNITKO
KOTY MIAŁ KOTKA.
DŹECKO PSUW
LUBŁO ŚĘ BAWIĆ
Z DŹECKIEM KOTUW.
DŹECKO KOTUW LU-
BIŁO ŚĘ BAWIĆ Z
DŹECKIEM PSUW.
PEWNEGO DNIA
DWIE RODŹNY
SPOTKAŁ ŚE Z


















SOBOŁ. TATA KOT
POWIEDŹAŁ DO
PSUW JESTEŚCIE
ZMARZŃENĆ
TAK OTPOWIEDŹAŁ
PSY A MY OGŻAŃ
ZA TO U WA JEST
DUŻO LUDŹ A
U NAS NIE. NO I
OTPOWIDŹAŁY
KOTY. SZCZNIE
BAWIŁO ŚĘ Z
KOTKIEM A
RODŹCE KŁUĆLI ŚĘ.
TLKO NIE MAMY.
ZAMIJAST TEGO ROZMWIAŁY.

wtorek, 1 czerwca 2010

Tatuś przechodził

obok pokoju Marty i oto, co ujrzał na drzwiach:

 
 

Trochę się przejęliśmy, bo nie mieliśmy pewności, czy to oznacza, że wejść możemy, czy może że już nigdy nie...

 

Okazało się jednak, że na razie możemy wchodzić. Nawet Mateusz ma pozwolenie. Po prostu zdenerwowaliśmy Martę dziś swoimi niedelikatnymi wypowiedziami np. na temat tego, ze to Mateusz jej przygotowuje tort urodzinowy do przedszkola oraz że jeździ na rolkach pomiędzy meblami.

 

A więc pojawiły się wymowne karteczki - plusik oznacza, że wejść można, a uśmiech, że zachowanie było odpowiednio sympatyczne.

 
Na razie, jak widać, wszyscy się uchowali. 
Ale nowa linijka na karteczce każdego z nas już jutro....