poniedziałek, 31 sierpnia 2009

z rana

na pobudzenie pracy neuronów odpowiedzialnych za wszystkie kreatywne pomysły, dzieci zażyczyły sobie zadawania zadań ruchowych.

A teraz bądźcie... łodzią podwodną!
Koparką.
Szczeniaczkiem.
Tornadem.
Sałatą.
Ciszą na morzu.
Komarem.
Mateusz, złap tego komara!

Zabawa trwała długo, ale po odegraniu windy aktorzy tak się zmęczyli, że poleciłam im napisać list do Św. Mikołaja na moich plecach.
Taka chwila przyjemności na początek dnia.

Listy niestety dość krótkie, ale zakończone kropką.

Marta kończy: i… kropka.
Mateusz poprawia: kropka pe el.

Tacy tam... Ludzie Nowej Ery

sobota, 29 sierpnia 2009

to dopiero!

prosto od pradziadków pojechaliśmy na spotkanie, gdzie Marta powróciła (zaskakująco nagle) do tematu wyrywania trzeciego zęba.
Temat przysechł na jakieś trzy miesiące i już zdążyłam o nim zapomnieć, a tu nagle takie zaskoczenie.
A coś powiedziało mi rano, żeby zabrać ze sobą aparat.
I ładowarkę.
(Karta tak wielka, że nie trzeba zapasów.)
Za to zapasy baterii do lampy pomogły by wiele…

Potwierdziłam, czy jest pewna. Była.
Wycofałam się więc spośród dorosłych zajęć na tyły i polowałam na ujęcie.

Wyszła cała historia.




Chłopaki się bawią, a Marta dłubie.




Chłopaki skończyły, a Marta dłubie.




Zastanawia się i uprawia huśtanie.




Uprawia skutecznie, jak widać.



















Dziewczyny tańczą



Dziewczyny śpiewają




A Marta dzielnie dłubie wciąż










Ale ileż można dłubać, gdy świat wokół nie wstrzymuje biegu??
Oto krótka przerwa na instrukcję rysowania buta cyrkowego.
Brat pokornie lekcję przyjął.







Rzut oka na Mamusię, czy NA PEWNO zauważyła koniec przerwy…





... iiiii SUKCES!!



Archiwizacja dokumentów



Tak wygląda SZCZĘŚCIE.

czwartek, 27 sierpnia 2009

jak się przyjmuje gości basenowych

to trzeba ich nakarmić.
Trzy osoby w wieku przedszkolnym to ile jajek?
10.
Marta mówi, że nie ma strachu, bo przecież można dorobić.
Do tego – danie główne:
4 tosty (+ awantura o piąty)
pół pudełka masła czosnkowego (do smarowania jajecznicy na toście i tosta pod jajecznicą)
pół puszki kukurydzy (do sypania pod i na jajecznicę)
Na deser:
poszukiwanie kolejnej puszki kukurydzy (już znaleźli - opróźniają)
3 kawałki urodzinowego tortu
oraz
rozmowy o brzoskwiniach w puszce.

Następnie:
skok do basenu.

Oj.

Jak już mówiłam – zakaz osiągnięcia wieku nastoletniego wciąż obowiązuje.
Właściwie, bardziej niż poprzednio.

Obecnie sjesta w postaci rozmów o ostatnio obserwowanych kataklizmach.
Alek widział ostatnio takie... takie małe tornadko.
U babci.
Wyrwało drzewo.
Marta mówi, że Bogu dzięki nie było tam błyskawicy.
Ale owszem, przecież była.
Bo Alek mówi, że tylko zapaliła się jedna cegła.
Jutro zgaśnie.

Teraz biegną po schodach.
Z piskiem.
Zobaczyli duchy.
Konkretnie dwa.
Trzeba z nimi walczyć.
Taką rurką.
Bo Alek mówi, że duchy najlepiej zabija się rurką.
I mówi, że już poszedł.
Na prawdziwo.

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

trochę z poślizgiem

ale raport musi być.
Jak to nam się narodził. Paco lub Pat jakiś co najmniej…

Bo generalnie było tak:
Nieświadomy niczego Jubilat pochrapywał sobie, a wokół trwało gorączkowe przekonywanie Tatusia, że to JUŻ i dłużej Mamusia z prezentem już nie wytrzyma.




Trzeba było więc najpierw delikwenta docucić












I bardzo porządnie ukryć PREZENT za plecami, żeby Delikwent nie domyślił się zawartości.






Delikwent, jak widać, czegoś się już spodziewa… (Mamusia zaciska pięści z nerwów, co to będzie, gdy się okaże, że to nie łódź podwodna… Mamusia spodziewa się dramatu…)







Dramatu jednak nie ma. Jubilat okazał się Szanowny, jak na sześciolatka (już od kilku godzin) przystało i z godnością przyjął informację, że gitara nie będzie jednak od Babci.





Tak oto narodził się nam Paco.






Profeska…
Prawdziwa hiszpanka.
Prosto z Chin.





















Kapcie też.

czwartek, 20 sierpnia 2009

rozmowy w basenie

Mr: A mój tata umie chodzic po wodzie!
Basenowi Goście chórem: Taaak? A jak?
Mr: A tak.
I pokazała.

zdałam sobie sprawę

że dokładnie za 5 godzin urodzi się Mateusz.
Tatuś mówi, że sama myśl stawia go na baczność.
I sam nie wie, jak on to w ogóle przeżył.

Bardzo mnie zdenerwował.

wtorek, 18 sierpnia 2009

podwodny świat

Odkąd aura pozwala na kąpiele dłuższe niż 3 minuty i częstsze niż raz na tydzień, dzieci nasze wyskakują z piżamek (czyli samych majtek bądź niczego całkiem) prosto w stroje kąpielowe.
I każdy, absolutnie każdy powód jest dobry aby pozwiedzać… podwodny świat.

Mr: Ale ten świat… koralowy…
I chlup, obie wydry pod wodę.
Mt: Zanosi się na burzę, musimy płynąć!
I nura!
Mr: Złowię dla ciebie błazenki!
I już jej nie ma.
Mt: Będę patrzył!
I chlup, za nią…

Lista powodów zdaje się nieskończona…

Co prawda Tatuś, odkrywając rano basen zawyrokował, że zimny wiatr i że nieprzyjemność moczenia się, ale są tacy ludzie, są tacy ludzie, którzy twierdzą, że pod wodą jest coraz cieplej.
I dają tego dowody.
To młodzi nurkowie.
Przyszłość Polski i Wszechświata.
Bierzmy z nich przykład!

piątek, 14 sierpnia 2009

na wózku

Mr: A czemu ta pani pakuje wózek, skoro może chodzić?
Ja: A widzisz kogoś w samochodzie?
Mr: Aaaa, czyli to dla tego pana….!



Fajnie jest tak jeździć na wózku….
Ja: Serio? Nie sądzę. Całe życie jest się od kogoś zależnym.
Mr: No, ale czego nie można robić?
Ja: Na przykład wchodzić po schodach i nie mogłabyś sama wejść do swojego pokoju.
Mr: No, to ktoś musiałby mnie wnosić!
Ja: I myślisz, że to by ci się podobało?
Mr: No!
Ja: I nigdy nie mogłabyś jeździć na rowerze ani prowadzić samochodu…
Mr: Uuuu i ktoś by mnie musiał wnieść do przedszkola na bal przebierańców…
Wiesz co? Chyba faktycznie nie jest tak fajnie jeździć na wózku.



Mr: A jak można stracić nogi?
Ja: Przeróżnie…
Mt: No, może ci na przykład uschnąć, jak już będzie stara i odpaść!
Albo może ktoś ci tak… no… uciąć…
Mr: A można urodzić się bez nóg?
Ja: Owszem.
Mr: A ja znam takich ludzi, którzy nie mają stóp… aż do kolan.
Mt: I chodzą tak niziutko!
Mr: No nie chodzą właśnie, bo nie mają stóp!
Mt: Ale jak chodzą, to tak niziutko…

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

zasadniczo

nie mamy alergii na cytrusy.
Tylko na środki je konserwujące.
W krajach dzikich południowych możemy opychać się do rozstroju brzucha. W kraju ojczystym spotykają nas przykre konsekwencje.

Zdarzają się jednak takie wyśnione chwile, gdy w samym środku niemożności wyjazdu do takiej Grecji chociażby, Grecja przyjeżdża do nas.
Dzieci robią wielkie oczy, mówią, że te pomarańcze niedojrzałe i dziwią się na moje błogie uśmiechy…
Potem zabierają się za pierwsze w życiu obieranie i pierwsze od pół życia degustowanie…
Hmmmm…









Niewprawność nijak nie studzi zapału.
Pryskanie w oczy nie przesłania słodkości.









Tylko technika konsumpcji jakaś taka jabłeczna…
Tatuś przeszkolić musiał z życia wewnętrznego pomarańczy…





Błogosławieni nam bądźcie Najmniejsza Komórko Społeczeństwa K., którzy zechcieliście zrobić nam aż tak WIELKĄ przyjemność. Po stokroć (błogosławieni i przyjemność).
Nazwijcie mnie hedonistką. Słusznie. W niebie będę pić tylko sok pomarańczowy. I to prosto z Grecji.
Mam wrażenie, że nie będę osamotniona...

rozmowy w drodze

Wyjeżdżamy z parkingu
Ja: Zapięci?
Mr: Ja tak – nie zdziwiłam się.
Mt: Ja nie – nie zdziwiłam się.
Ja: Czemu?
Mt: No, nie mogę się przypiąć, bo próbuję i próbuję, a Marta mi gawędzi i ja jej nie słucham, a ona gawędzi i gawędzi.
Mr: Nieprawda! To ty mnie ciągle zastanawiasz!
Mt: A ty jesteś nieprzypinaczem!!
Marta dojrzale zignorowała tę potwarz, wyciągnęła Barbie-komórkę i odebrała sms-a od Alusia.

Wyjeżdżamy ze stacji.
Mr: Mamoooo… a jak złodzieje odjeżdżają bez kluczyków?
Ja: Nie wiem, nie jestem złodziejem. Mają swoje sposoby…
Mt: Złączają kabelki! Tatuś mi mówił!
Mr: A czy w naszym kraju są złodzieje?
Ja: No pewnie.
Mr: Ale Tatuś mówił, że nie ma.
Ja: Są.
Mr: A w jakim kraju nie ma?
Mt: NA PUSTYNI!!

Mr: Mamo, czemu co chwilę się zatrzymujesz??
Ja: Muszę coś zapisać…

sobota, 8 sierpnia 2009

przed i po

Przed basenem.
























Przed fryzjerem.

























Niedobrze jest.
Bo słońce w oczy świeci. Bo grzywka do oczu wchodzi…


Wniosek żelazny – wszystko, co 'przed' ma jakiś związek z oczami.



Po fryzjerze.


























Dobrze jest.
Bo słońce schowało się już za domem. Bo nic nie włazi nigdzie...

Wniosek żelazny – 'po' jest zawsze lepiej.


Tylko wiatr wieczorny nie sprzyja wychodzeniu z wody (która za to nie sprzyja pozostawaniu w niej zbyt długo).
Trzeba się szybko ogrzać i wysuszyć.

Najpierw kąpielówki























i nową fryzurę
























potem nogi i całą resztę.

























Czy ktoś może mnie przytulić???



wtorek, 4 sierpnia 2009

niewykluczone, że

Marta zgodziła się na jedenastodniową wprowadzkę materaca Mateusza, bo naprawdę nie lubi spać sama.

Niewykluczone, że Mateusz zgodził się dziś, żeby z nim spała na jego materacu, bo nie lubi spać sam.

Niewykluczone, że wyszarpywanie Mateuszowi włosów z głowy i wielodecybelowe żądanie wynoszenia się z JEJ pokoju w okolicach południa nie ma na to żadnego wpływu.

Niewykluczone, że dozwolona liczba 11 dni ma niebagatelne znaczenie.




Nie wiem.

Posiadanie rodzeństwa jest dla mnie zagadką.











poniedziałek, 3 sierpnia 2009

eksperyment

właśnie przyszła do mnie Marta opowiadając, jaki to 'eksperyment' Mateusz sobie robi w kuchni.

Miesza:

'Krakersy
Czekoladę do lodów
Mleko
Kulki
I można też dodać lemoniady'

Powiedziała, że eksperyment jest pyszny.
Mateusz wciąż go je.
Ona nie próbowała…

dzieci tak mają

że procesują niektóre informacje na twardym dysku i w najmniej oczekiwanym momencie wyskakują im wnioski. Człowiek sobie myśli, że już dawno po temacie, a tu komunikat 'information has been processed successfully'.

Jak w zabagnionym Windowsie.

Siedzimy sobie przy śniadanku, tzn. Marty już dawno nie ma, bo uczy dinozaury pić wyimaginowany deszcz, ja raczę się kawką przeglądając książkę, a Mateusz chrupie kulki z mlekiem.
Odgłosy rodem z królikarni.

Zdążyłam przeczytać już pół strony, gdy nagle czarne oczy podnoszą się na mnie (a przynajmniej próbują, spod super zarośniętej grzywki) i słyszę:
Mt: No ktoś przecież musiał ich urodzić!
Ja: ??
Mt: No jak Pan Bóg stworzył Ziemię i wszechświat i wszystko i w ogóle… to… to… ktoś przecież musiał rodzić dzidziusie!

Włączyłam dopalanie procesora, podwoiłam swój RAM, przyspieszyłam dostęp do archiwalnej pamięci i... faktycznie, jakieś dwa miesiące temu czytaliśmy o stworzeniu świata. Jeszcze wtedy 'Biblia w Obrazkach', którą wieki temu dostałam od mojej babci, była cowieczornym hiciorem, przy którym Marta jęczała 'no jeszcze jedną historię', a Mateusz chrapał. Potem przeszliśmy atlas dinozaurów, encyklopedię traktorów, 'Ronję' (dwa razy) i podejście do 'Karlssona z Dachu' (też dwukrotne). Miałam prawo chwilowo się zawiesić.

Ja: Ale o których ludzi pytasz?

Mateusz przewrócił ostentacyjnie oczami w geście , który mówił 'jakie to irytujące mieć tak żenującą matkę, która nie pojmuje w mig, co mam na myśli' i… nic nie powiedział.

Postanowiłam odpowiedzieć kompleksowo.
Ja: No wiesz, generalnie oprócz pierwszej dwójki, której ojcem był Pan Bóg, wszyscy inni ludzie na świecie już mieli mamusię i tatusia.

Mateusz wylizał miskę po mleku.
W zupełnej ciszy.

Ciąg dalszy nastąpi w nieprzewidzianym czasie.

sobota, 1 sierpnia 2009

Marta zaczęła

mówić na mnie 'mamcia'.

Uznała, że nadchodzi taki czas, gdy przedszkolak jest za duży, żeby nazywać mamę 'mamą'.

Ponieważ rąbnęła się w ustalaniu minimalnego 'wieku przejścia', to Mateusz też się załapał.

Automatycznie.