poniedziałek, 10 sierpnia 2009

zasadniczo

nie mamy alergii na cytrusy.
Tylko na środki je konserwujące.
W krajach dzikich południowych możemy opychać się do rozstroju brzucha. W kraju ojczystym spotykają nas przykre konsekwencje.

Zdarzają się jednak takie wyśnione chwile, gdy w samym środku niemożności wyjazdu do takiej Grecji chociażby, Grecja przyjeżdża do nas.
Dzieci robią wielkie oczy, mówią, że te pomarańcze niedojrzałe i dziwią się na moje błogie uśmiechy…
Potem zabierają się za pierwsze w życiu obieranie i pierwsze od pół życia degustowanie…
Hmmmm…









Niewprawność nijak nie studzi zapału.
Pryskanie w oczy nie przesłania słodkości.









Tylko technika konsumpcji jakaś taka jabłeczna…
Tatuś przeszkolić musiał z życia wewnętrznego pomarańczy…





Błogosławieni nam bądźcie Najmniejsza Komórko Społeczeństwa K., którzy zechcieliście zrobić nam aż tak WIELKĄ przyjemność. Po stokroć (błogosławieni i przyjemność).
Nazwijcie mnie hedonistką. Słusznie. W niebie będę pić tylko sok pomarańczowy. I to prosto z Grecji.
Mam wrażenie, że nie będę osamotniona...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz