poniedziałek, 24 sierpnia 2009

trochę z poślizgiem

ale raport musi być.
Jak to nam się narodził. Paco lub Pat jakiś co najmniej…

Bo generalnie było tak:
Nieświadomy niczego Jubilat pochrapywał sobie, a wokół trwało gorączkowe przekonywanie Tatusia, że to JUŻ i dłużej Mamusia z prezentem już nie wytrzyma.




Trzeba było więc najpierw delikwenta docucić












I bardzo porządnie ukryć PREZENT za plecami, żeby Delikwent nie domyślił się zawartości.






Delikwent, jak widać, czegoś się już spodziewa… (Mamusia zaciska pięści z nerwów, co to będzie, gdy się okaże, że to nie łódź podwodna… Mamusia spodziewa się dramatu…)







Dramatu jednak nie ma. Jubilat okazał się Szanowny, jak na sześciolatka (już od kilku godzin) przystało i z godnością przyjął informację, że gitara nie będzie jednak od Babci.





Tak oto narodził się nam Paco.






Profeska…
Prawdziwa hiszpanka.
Prosto z Chin.





















Kapcie też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz