Akurat tego właśnie dnia kolega przyniósł do przedszkola smoka, więc Marta nagle przestała marzyć o piesku, a Mateusz o Lego.
List Marty nie pozostawia wątpliwości.
List Mateusza miał zasadniczo być kopią, którą dyktowaliśmy mu po literce, ale na etapie 'smoka' okazało się, że pięciolatek żadnej pomocy w literowaniu nie potrzebuje.
Marta obraziła się, że znów się zachwycam.
Tatuś obraził się, gdy powiedziałam, że synek go prześcignął.
Miałam wczoraj wątpliwą przyjemność zostać wprowadzona w świat wyżej narysowanych smoków na półce w sklepie.
Nieśmiało zapytałam, co będzie, jeśli Mikołaj przyniesie im coś innego.
Z niekłamaną lekkością oświadczyli, że nic.
Ulżyło mi.
Takiej matce, jak ja niewiele do szczęścia potrzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz