wtorek, 6 października 2009

a było to

w ubiegłą niedzielę.
Do Szklarskiej się wybraliśmy.
Jedyna chyba wspólna wycieczka całorodzinna w tym roku.
Ekscytacja sięgała zenitu.
Niby blisko i w ogóle, ale droga okazała się jednak nieznośnie długa.
Notatnik okazał się niezbędny.
Na całe szczęście dla potomnych, Mamusia umie również pisać po ciemku.

Mr: Daleko jeszcze?
Ja: Widzicie tą taką jasną górę, za innymi górami? Tam właśnie jedziemy.
Mr: Daleko jeszcze?
Ja: Patrzcie, krowy!
Mt: Ale dziwne te konie...
Ja: "Kraina Wygasłych Wulkanów".
Mt: Oj, będą wulkany... Ojojoj... wulkan!
Mr: Daleko do tej jasnej góry? Czy tu mogą być jastrzębie? A czy jastrzębie mogą zabić człowieka? A dziecko? A królika?
Mt: Bo orły to największe ptaki! Nie, bociany!!
Mr: Nie-e, bo lewoorzeł.
Mt: Tak, ale one mieszkają w Afryce.
Mr: Chyba jesteśmy w Szklarskiej...
Tatuś: Jelenia Góra, 27 km.
Mr: Tatuś! Zaraz będzie Szklarska, zaraz będzie Szklarskaaaa...
Może będzie jakaś krowa...
/Przedrzeźnianie, bekanie/
Mt: Mama! Powiedz coś Marcie!!
Mr: Mama! Powiedz coś Marcie!!
Tatuś: 22km do McDrive'a.
Mr: Czy to już jest Szklarska?

Mr: O, krowa!
Mt: Krówsko!
Mr: Daleko jeszcze?
Mt: O, stado motorów!
Mr: Tatooo... włącz radioooo...
Tatuś: Wiecie jakie to miasto?
Mr: Jelenia Góra!
Mt: McDonald!
Mr: Tato, a czemu to jest Jelenia Góra mogę jeszcze orzeszka?
Ja: Słuchajcie, już tylko 18km!
Mr: A to dużo? A mogę jeszcze jednego orzeszka? O, pamiętam te barierki! Wszystko pamiętam!
Mt: Ja też!
/Marta gryzie Mateusza.
Tłuką się i chichrają.
Jeszcze raz się tłuką.
Grają w łapki./
Mt: (przechwala się) Ciągle jestem na tobie! O ta-ak!
/Kląskają językami/
Mt: Skały!
Mr: O, będziemy po TYCH górkach biegać. Tatuś! Tatuś! Powinniśmy już dawno zaparkować i chodzić chodzić! Bo my chcemy. Na co ty czekasz? Przecież nie będziemy tu jeździć. Będziemy CHODZIĆ!

Mr: Daleko jeszcze do domu?
Tatuś: Dopiero wyjechaliśmy.
Mr: A nie można pojechać jakimś skrótem?
Mt: O, cyrk!
Mr: Głodna jestem.
Mt: Ciągle musimy tak stać na tych światłach?
Mr: Gdybyśmy tak do McDonalda zajechali...
Mt: Ale dopiero co jedliśmy!?!
Mr: Wesołe miasteczko!
Mt: Po MOJEJ stronie miało być!
Mr: Ale jest po mojej! Wtedy jechaliśmy tam, a teraz jedziemy tu. Ty, ale one ciągle się kręci!
Mt: Łał, ale bąki puszcza ten kręcioł. Kiedyś byliśmy na tym.
O i już się skończyło.

Mr: Nie chciałam tak mocno cię uderzyć.
/Mateusz płacze.
Potem Marta płacze.
Nie odzywają się przez chwilę.
Marta parę razy pyta, czy jeszcze daleko.
Bawią się.
Mateusz mówi 'gacie'.
Dostają totalnej głupawki.
Bardzo długiej./
Mr: Mamo, a widać już nasze miasto?
Ja: NIE.
/Gilają się/
Mr: Odczepisz się? To ty mnie łaskocz! Mt: Odczepsięodczepsięodczepsięodczepsięodczepsięodczepsięodczepsię!!!!!
Mr: No to co? Zdecydowałeś się?
Mt: Na razie nie! No co, no puszczaj, bo mi chrypa przyjdzie!
/Zaprezentował/
Mt: Przestań, bo mi zrobisz dziurę w bluzce! Już zrobiłaś...
Mr: Siku!
/Tu następuje kilka linijek, gdzie było bardzo ciemno i bardzo dziurasto i naprawdę nie mogę odczytać. Ale to był taki przerywnik o duchach./
Mr: (...) Teraz ty straszysz.
Mt: Ła!
Mr: Ale wcale nie straszysz. Twierdzę, że nie żyjesz. Jeszcze raz.
Mt: Ła!
Mr: I od razu udajesz ducha.
Mt: Łuu, łuu...
Mr: No! Jeszcze raz...

Mr: Siku! Kupę!!

Mt: Calutki dzień mogliśmy być w domu.

1 komentarz: