środa, 2 września 2009

pół dnia

ukrywałam tę informację.
Ale przyszedł taki moment, że dzieci zapytały w jakim celu udajemy się do lekarza. Ponieważ kiedyś mi powiedzieli, że idę się przebadać, a potem wynieśli na tydzień tylnymi drzwiami na oddział dziecięcy, to postanowiłam nigdy w Tych kwestiach nie plątać.
Przełknęłam ślinę i powiedziałam drżącym głosem: Na szczepienie. Tatuś się będzie szczepił… i wy też…
Po ostatniej akcji z kwiczeniem i wyrywaniem się Mateusza w trakcie testów skórnych i jego krzyków i pisków, że swędzi i boli, spodziewałam się rzucenia na podłogę i absolutnej niezgody na rychłą przyszłość.
Jakże się zdziwiłam.
O, jakże się zdziwiłam!!
Mateusz oderwał się od dawanego właśnie koncertu flamenco i krzyknął: 'Super, idziemy do Pani Szczepionki!!'
Oderwałam się na chwilę od malowania balkonu, nie wierząc własnym uszom i obawiając się osłabnięcia na wciąż mokro-brązową barierkę…
Marta (Jak Dotąd Bardzo Dzielna Pacjentka) zapytała tylko: A co dostaniemy w nagrodę, że będziemy dzielni?
Zapytałam, co by chcieli.
Zasugerowali takie małe zabaweczki.
Zapytałam, co oni na cudne lody truskawkowe i czekoladowe, które właśnie zrobiłam.
Oni zasugerowali takie małe zabaweczki.
Zapytałam, co oni na podwójną porcję.
W obliczu braku możliwości negocjacyjnych - przystali na to.

W poczekalni u Pani Doktor wciąż jeszcze wypatrywałam nagłego załamania frontu. Ale nie! Bawili się przednio, a nawet przednio za bardzo. Klocki, hocki, super fajowo. Potem Mateusz z miną zdobywcy bieguna oświadczył, że pójdzie sam, a my mamy czekać za drzwiami. Wciąż traktowaliśmy to jako czcze przechwałki. Z resztą, zanim wpuści się pięciolatka samego do gabinetu, to trzeba chwilę porozmawiać o jego zdrowiu. Zgodził się więc, żebyśmy weszli wszyscy razem, ale zapowiedział Marcie, ze ponieważ to był jego pomysł, to ona już nie może zgapiać.
Marta nie wyglądała na kogoś, kto chciałby zgapać akurat TEN pomysł.
Weszliśmy.
Mateusz usiadł od razu na fotelu szczepionkowym.
Wystawił chude ramionko.
I czekał.
Mina wciąż bez zmian.
Pani doktor porozmawiała. Uznała, że szczepić można.
Zapytałam Mateusza, czy mamy wyjść.
Mateusz powiedział, że tak.
Tatuś powiedział, że nie wyjdzie.
I w ten sposób, w sekund pięć, po raz pierwszy, młodszy brat dał przykład starszej siostrze.
Dziarsko zeskoczył z fotela i zebrał oklaski.
Z miną, jakby zdobył oba bieguny.
Na raz.

Bo starsza siostra zawsze była BARDZO dzielna i tylko łezka popłynęła czasem, ale żadnych kwików i uciekania wokół narzędzi tortur. A ostatnio ma więcej przemyśleń na tematy lekarskie i miewa nieme obiekcje...
Miała co prawda dziś wrażenie, jakby 'mogła upaść zemdlona', ale jak zwykle stanęła na wysokości zadania.

A Tatuś z Mamusią wymieniali tylko głupkowate spojrzenia.
Nie mogąc uwierzyć.
Oczom i uszom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz