piątek, 9 grudnia 2011

seven days

Po siedmiu nocach prób urodzenia się, nadeszła godzina -2:40
Dzieci ćmoknęły Mamusię w brzuch i powiedziały miękko: "Dzidziusiu, urodź się wreszcie".
Mgła stulecia nie odstraszyła wędrowców po szczęście.









Na izbie przyjęć...




niektórym jest do śmiechu bardziej




a niektórym chwilami trochę mniej.




Pani jednak uznała, że faktycznie rodzimy i pojechaliśmy windeczką...
A chwilę potem zeszliśmy sobie pięterko niżej :)



Dzień 1

Jestem małym, zapuchniętym, śpiącym kurczakiem.





A potem przyjeżdża Rodzina i klan M&M'sów nieświadomie wzbudza alarm na oddziale, zapisując się w annałach szpitala, jako 'ci, którzy porwali dziecko'.
Mamusia nie pomyślała, że wyniesienie dziecka poza oddział może wygladać groźnie.
Przecież poszliśmy przywitać się z Rodziną!














Rodzina rozpacza, że Dzidzia nie może wrócić do domu już dzisiaj.
Mamusia próbowała co prawda się już zerwać, ale dohtory pukają się w czoło...



Dzień 2


Drugiego dnia jestem tak samo śpiąca, jak dotąd, ale zaczynam papuśnieć...







A wieczorem przyjeżdża Ciocia Nela, popiskuje z radości i strzela króciutką sesyjkę.


Fot. nel.k




Fot. nel.k



Fot. nel.k


Dobrze jest przyjaźnić się z artystami :))))





Dzień 3



Papuśnik do domku wraca!







Dzień 4

A w domu wszyscy chcą do Dzidzi.



Tylko Mateusz jest chory i nie może za blisko. Wykazuje równocześnie zrozumienie i zawód.
Mądre dziecko.






Marta natomiast chyba najszczęśliwsza w całym życiu swoim.












Joł, starszaki, joł!






Dzień 5


Każdego następnego dnia wciąż ten sam zawód - Dzidzia śpi? Znowu? Ooooo, jaka ona śliczna...







Dzień 6


A jak nie śpi, to ziewa :)





Mateusz wciąż myje ręce i chodzi w maseczce chirurgicznej...




Dzień 7


Dzidziuś lubi być najedzony.
Za każdym razem daje temu wyraz!






Dzidziuś bardzo też lubi twórczość gitarową.
W brzuchu lubił i zdania nie zmienił.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz